Świątynia Frey - Miejsce Wytchnienia i Odpoczynku

Frey

#po chwili oboje ruszyli traktem w kierunku Grodu Karmadur#

Frey

*szli traktem trzymając się za ręce i śmiejąc radośnie. Przeszli obok Świątyni niezauważeni i podążyli w kierunku ogrodów*

Frey

*przeszli szybko traktem obok jej przybytku kierując się w stronę szkoły Horda*

Sir Keldorn

*wychodząć z bramy spotkali malarza. Kel zatrzymał się przy nim i kupił od niego farby, dwa pędzle i dwa płótna nabite na ramkę.*

Ferin

*Ruszył drogą, nie oglądając się za siebie* Ehh.. Ferinie.. *Przemówił sam do siebie* Twe życie nigdy się nie zmieni...
...Cień dawnych spraw.. dawnych czasów nie zamierza Cię opuścić...
...Żyjesz jak pies... uciekający przed wściekłym gospodarzem, któremu zagryzłeś kury...
...Taka twa dola...
* Zauważył niewielkie drzewko, które gęsto obrodziło jabłkami, znajdujące się kilkanaście kroków za drewnianym płotkiem. Wdrapał się na przeszkodę i zeskoczył, zerwał dwa najdorodniejsze owoce i wrócił na drogę. Jedno wsunął do kieszeni, drugie jadł nie spiesząc się. Humor poprawił mu się odrobinę, choć droga przed nim liczyła sobie jeszcze wiele zakrętów....*

Ferin

* Po kilku milach jedo nogi staly się już ciężkie, ale ani myślał zawracać. Spotkał kilku kupców, którzy bacznie mu się przyglądali, z niejaką obawą przyglądając się obnażonemu mieczowi, który dzierżył w dłoni* Ileż lat jeszcze potrzebujesz, żeby nauczyć się uważać.. zwracasz na siebie niepotrzebną uwagę.. *Westchnął. Odwrócił się, słysząc stukot końskich kopyt o ubitą, suchą drogę. Zaczekał jeszcze chwilę, wyraźnie już widział stary wóz, który był jednak wykonany solidnie i to tylko uratowało go przed rozsypaniem, a na nim kilka związanych snopów zborza. Z przodu siedział przygarbiony mężczyzna, który wyglądał jakby od dawna nie widział brzytwy...*
-Można? *Zawołał Ferin, gdy drugi mężczyzna mógł go już usłyszeć*
-Wsiadaj.. *Rzucił mu obojętnie w odpowiedzi. Podbiegł do wozu i wskoczył do tyłu. Rozłożywszy się już wygodnie wyciągnął drugie jabłko. Gdy skończył rzucił ogryzkiem daleko za siebie... *

Ferin

* Otworzył oczy, wysówając się zza kurtyny zborza, które osłaniały go trochę od wszędobylskich komarów. Zeskoczył z wozu, ruszył na rozwidleniu drug w lewo, nawet nie dziękując woźnicy. Po jakimś czasie dostrzegł dwójkę postaci przemykających po obu stronach jego osoby. Zatrzymał się i demonstracyjnie zamachnął mieczem, wykonując kilka skomplikowanych młynków bronią *
-Zapraszam *Rzekł groźnie. Postacie zawachały się, skryły się w cieniu. Ruszył dalej. Istoty chyba dały mu spokój, a może poprostu lepiej się ukrywały... Ferin szedł dalej, gdy zapadał zmrok, był już prawie w centrum sporej wielkości miasta* Jeśli będę miał szczęście, zarobię parę groszy.. *Uśmiechnął się*

Ferin

* Minął zatłoczone, pełne gwaru uliczki. Większość miejsca wypełniały tu stragany i domy najbogatszej części tutejszych mieszkańców...
...Wkroczył do biedniejszej części, powietrze wypełnione było nieprzyjemnym zapachem. Powietrze rozdzierało raz po raz szczekanie tutejszych kundli. Skręcił nagle, przeszedł pod prowizoryczną barierką i otwarł drzwi. Uderzył go smród dymu z niskiej jakości fajkowego ziela, oraz wrzaski i pijackie śpiewy stałych bywalców. Minął kilku niezupełnie trzeźwych mężczyzn, rzekł cicho do karczmarza* Roboty szukam.
*Gospodarz wskazał głową wysokiego mężczyznę, któremu brak było jednego oka, a włosy miał oblepione blotem. Palce jednak zdobiła niemała liczba pierścieni... Ferin skinął głową i zasiadł obok wskazanaj mu osoby. Uśmiechnął się do niego dziwnie...*

Ferin

*...
Wkroczył znów do budynku, który właściwie nigdy nie pustoszał. Szybko odnalazł czlowieka, który zlecił mu zadanie*
Zrobione *Rzekł krótko i wyciagnął dłoń. Mężczyzna splunał na ziemię i niechętnie wręczył jasnowłosemu kilka złotych monet. Ferin odwrócił się i wyszedł*

Ferin

* Ruszył jeszcze na targ, gdzie zakupił bochenek taniego, niezbyt smacznego chleba. Wgryzł się w niego łapczywie i ruszył drogą spowrotem, ku Świątyni...

... Dłuższą część trasy miał już za sobą, kiedy usłyszał w oddali tętent wielu kopyt. Roztropnie zszedł z trasy i ukrył się za rozłożystym drzewem. Tak jak się spodziewał, przez gościniec przegalopowało kilka koni, których dosiadali silni i dobrze uzbrojeni wojownicy, z herbem słońca na tarczach*
Strażnicy dróg.. miałem szczęście, że zdążyłem się ukryć *Szepnął do siebie. Odczekał kilka minut i ruszył, trzymając się już polanek nieopodal drogi...

...wkońcu w oddali zaświtała mu już brama, zmusił się jeszcze do przyspieszenia, by prędzej dotrzeć do Świątyni i odpocząć...*

Ferin

* Przekroczył wrota * Wreszcie.. * Rzekł znów do siebie. Miecz ciążył mu straszliwie, a nogi były jak z waty, lecz kilka brzęczących monet w kieszeni łagodziło jego zdenerwowanie...*

Frey

*Frey i krasnolud objęci weszli na trakt prowadzący do Świątyni* - Chcę Ci pokazać salę treningową, o której rozmawiałam z Kelem, już nie będziesz musiał chodzić ćwiczyć do lasu kochanie *zaśmiała się radośnie i pocałowała do delikatnie*

Shudri_

*Uśmiechnął się i spojrzał w dal* Prowadź więc, moja kochana.

Ferin

* Przeszedł przez bramę i skierował się w stronę targu...*

Frey

*zobaczyła Ferina, lecz nie chciała mu przeszkadzać, pomachała mu tylko ręką i pociągnęła ukochanego przez bramę do Świątynia, aby pokazać mu salę do ćwiczeń, która znajdowała się na samym końcu tego przybytku*

#szli długim holem, aż znaleźli się za pracownią Rovena i za łaźniami#