Świątynia Frey - Miejsce Wytchnienia i Odpoczynku

Koryn

Witaj Janie *rzekł z uśmiechem rad że go ktoś usłyszał* Jam zaś jest Koryn. Czy znalazłoby się tu nieco miejsca by noc spędzić? Do święta jeszcze jeden dzień a ja zbyt wcześnie sie tu znalazlem. *powiedział spokojnie*

Jan

#sługa uśmiechnął się przyjaźnie# - Cieszę, się żeś panie zdążył nim służba poszła na spoczynek. Zatem jesteś panie przyjacielem pana Keldorna, oczekiwaliśmy Cię, jego pokój już na Ciebie czeka #rzekł do gościa, a potem ruszył przodem po schodach na piętro# - To jedne ze środkowych drzwi, zapraszam #rzekła prowadząc gościa dalej. Nagle zatrzymał się# - To tutaj #otwarł drzwi, by wpuścić Koryna przodem#

Jan

#gdy już zakwaterował gościa, podążył jeszcze ku drzwiom sypialni państwa, żeby ich zawiadomić o przybyciu gościa, a potem szybko zniknął w czworakach dla służby#

Sir Keldorn

*gdy wyszedł na dziedziniec spojrzał w okno sypialni i z głębokim smutkiem ruszył do stajni*

Sir Keldorn

*minął bramę świątynną i ruszył w kierunku traktu. Smutek wypełnił jego serce*

Ferin

* Dojechał do bramy. Przywołał Kurta, który krążył wokół * Opuszczam świątynię na parę dni. Zajmij się czym trzeba *

# Barczysty mężczyzna skinął głową i otwarł wrota # Wracaj cały i zdrowy, Ferinie.

* Koń Ferina ruszył galopem... *

Ferin

*Szczurzy labirynt uliczek Todrimu, był zatłoczonych jak w każdy dzień targowy, pełen spieszących się dokądś ludzi. Kupcy i handlaże, których charakter współgrał z brudnymi i niebezpiecznymi zaułkami miasta, starali się przekrzyczeć konkurentów, wychwalając swe towary, lub targując się zawzięcie o ich cenę. Byli złoczyńcy, którzy po nocy spędzonej w karczmach, marnowali całe dnie na poszukiwaniu awantur i pieniędzy, wydawanych potem na tanie kobiety i podłe wina. Znajdowali się tu także chłopi, zapewne wiedzący wiele o trudach życia na roli, lecz nie mieli pojęcia o okrutnych zasadach panujących na ulicach miasta, mający nadzieję na opłacalną sprzedaż tegorocznych zbiorów. *

- Ferinie! - Głos młodego chłopaka wyrwał Strażnika z zamyślenia - Mam wiadomość, Ferinie!
* Wzrok Jasnowłosego, przebijający niczym strzała, zamknął usta nierozważnemu małolatowi *
- Anorze.. tak.. To chciałem powiedzieć. Anorze.. Mam wieści.. * Rzekł niepewnie *
- Słucham * Odezwał się wreszcie gniewnym tonem mężczyzna *

* Młody bez słowa wręczył mu list. Zółta koperta z pieczęcią w kształcie krasnoludzkiej runy została prędko otwarta, by po chwili opaść na ziemię. Ferin wyciągnął kartkę i jego wzrok przeskakiwał prędko między kolejnymi wyrazami. Skończył czytać i spojrzał na chłopaka * Szykuj konia.. muszę wracać.. * Rzekł, lecz po chwili dodał * Byle prędko! * Został sam. Jego twarz nic nie przedstawiała, tylko złotawe oczy stały się jakby ciemniejsze. Dał krok w przód i z furią rozbił pięścią karczmienną szybę.. Szkło uderzyło z brzękiem o podłogę, rękawica uchroniła go przed ranami na ręce * - Shudri ty głupcze... * Rzekł głośno, a wszystkie pobliskie oczy skierowały się w jego stronę. On jakby tego nie dostrzegając, wciąż wpatrywał się w wypisane piórem zdania. Wkrótce powrócił chłopak, ciągnący za sobą zabranego wcześniej przez Dowódce Straży z Świątyni Bogini Freyji konia. Strażnik wsiadł na niego i popędził go do galopu, zostawiając za sobą zaskoczonego dzieciaka *

Ferin

* Pędził traktem niczym szaleniec nie szczędził ani siebie, ani swego wierzchowca. Jedną rękę miał zajętą.. Trzymał w niej księgę oprawioną w skóry. Ujrzał już świątynną bramę * Otwierać! * Krzyknął, gdy był jeszcze dość daleko od wrót. Kurt wykonał polecenie, rozpoznając głos swego dowódcy, nie pytając o nic więcej. Jego kary ogier prawie opadł z sił, choć był silnym i wytrzymałym rumakiem * Sprowadź tu Freyję. Najszybciej jak się da * Rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu i zsiadł z wyczerpanego zwierzęcia. Uzdę przekazał jednemu z braci kurta, by odprowadził do stajni świątynnych. Księgę chwycił oburącz w oczekiwaniu na swą Panią *

Frey

*szli długim holem trzymając się za ręce, wtulała się w niego najmocniej jak tylko umiała. Po chwili zobaczyli Ferina, który ich oczekiwał. Uśmiechnęła się do niego z czułością* - Witaj, wybacz, że tak długo musiałeś czekać, lecz dopiero wstaliśmy... *rzekła przepraszajaco* - Mam prośbę, chodźmy może coś zjeść, a potem udamy się do biblioteki, bo głodna jestem... *spojrzała na mężczyzn pytająco*

Sir Keldorn

-Tak...-Z pustym żołądkiem źle się rozmawia...-Chyba...*spojrzał na Ferina*-Że ta sprawa bardzo pilna...

Ferin

* Chciał coś powiedzieć, lecz powstrzymał się * Niech tak będzie..

Frey

*uśmiechnęła się słodko* - Mamusia i Stoguś chcą amać... *chwyciła Keldorna za rękę i zaciągnęła do jadalni* - Ty też chodź... *zawołała radośnie do Dowódcy*

Sir Keldorn

-No dobrze więc chodźmy do jadalni...*odparł i ruszył za nią*

Vereena

*Zjawiła się u bramy, niosąc niewielki tobołek. Wyglądała na bardzo zajętą swoimi myślami. Wyszła z terenu Świątyni, nucąc coś cicho.*

Frey

*szli długim holem w kierunku Bramy, trzymając się za ręce*