Świątynia Frey - Miejsce Wytchnienia i Odpoczynku

Ferin

* Położył dłonie na kubku z kawą ogrzewając się jakiś czas. Upił niewielki łyk i odezwał się do kobiet * Będę potrzebował jedzenia na kilka dni podróży * Zaczął * Wybieram się do Gór Krasnoludzkich...

Ivonne

#gwałtownie głowę odwróciła# - Jedziesz panie sam? #zapytała#

Ferin

Wolę nikogo w to teraz nie mieszać.. * Odparł * Droga pewno ciężka diabelnie, bowiem w Górach Khazadów mróz i śnieg wszędzie..

Ivonne

- Rozumiem #rzekła cicho# - Tylko pani będzie niepocieszona, choć w jej stanie to pewnie było by niebezpieczne #szepnęła sama do siebie i jęła jadło na drogę dla Dowódcy przygotowywać. Po chwili na stole leżały pakunki i pakuneczki z żywnością oraz kilka butelek przedniego wina#

Frey

- Za mało soczku w budyniu... *zawołała ode drzwi, lecz nagle zamilkła widząc swego Dowódce i ogrom prowiantu na drogę* - Wyjeżdżasz?... *zapytała*

Ferin

* Podziękował i zapakował jedzenie i jedną butelkę wina do reszty pakunków * Wezmę tylko tą.. * Dopił kawę i skończył śniadanie * Czas na mnie * Zebrał się w końcu * Życz mi szczęścia.. * Uśmiechnął się do kobiety *

Frey

*spojrzała ze smutkiem na spieszącego się Ferina, który nie zwróciła na nią uwagi, wzięła sok i wyszła z kuchni*

Ivonne

#popatrzyła ze smutkiem na swą panią, która bez słowa wyszła z kuchni, a potem na Dowódce spojrzała# - Jak zawsze panie, nich Bogowie Cię strzegą i wracaj do nas szybko #posłała mu promienny uśmiech#

Ferin

* Westchnął zabierając wór * Mam nadzieję.. Pozdrów odemnie Vereene jeżeli będziesz miała okazję.. * Odwrócił się * Oby Dobre Duchy strzegły i was.. * Rzekł jeszcze wychodząc *

Frey

*weszła po chwili do kuchni i zaczęła na srebrną tecę nakładać różnego rodzaj mięsiwa, chleb, ciasto i owoce, a gdy wszystko było już gotowe ruszyła spowrotem do sali kominkowej*

Ivonne

#wpadła do kuchni jak szalona# -Mamy dziecko #zawołała od progu, po czy usiadła zmęczona#

Jan

- Więc dziś mamy Święto w Świątyni... #zawołał uradowany#

#Kucharka podała na stół pyszne, świeże ciasto, po czym cała służba zasiadła do stołu jedząc i pijąc za zdrowie państwa oraz maluszka Stogusiem czule nazwanego#

Sir Keldorn

*wszedł do kuchni i uśmiechnął się widząc ucztującą służbę*-Przyszedłem po jadło dla świeżych rodziców...*zaśmiał się. Gdy już mu strawę nałożono i wino ruszył do Frey*

Margit

#gdy jadło i napitek panu naszykowała, tacę mu podała, a gdy wyszedł uśmiechnęła się do Jana# - Pani ma apetyt, czyli już dobrze z nią #zasiadła znowu do stołu, by ucztować z innymi#

Sir Keldorn

*wszedł do kuchni i nic nie mówiąc zabrał solniczkę, która stała na stole*